Prawie jak w domu
Tak to już zazwyczaj bywa, że gdy człowiek spotyka się ze starymi znajomymi, ostatnią rzeczą o której myśli jest sen. Tak było i tym razem, bo przecież jest tyle tematów do przegadania, tyle herbaty do wypicia i tyle nalewki do wypróbowania, że grzechem jest iść spać. Gdy jednak wszystko się pokończyło – a raczej po prostu zachciało się nam spać, zasnąłem jak dziecko. Poranne wstawanie było jednym z łatwiejszych, choć na co dzień mam z tym duży problem, a materac na którym spędziłem noc miał chyba większą grawitację niż zwykle.
Dzień zaczął się tak jak powinien każdy przed podróżą: prysznic, śniadanie, spacer w męskim gronie po Stawach Raszyńskich. Całkowite oczyszczenie myśli przed przygodą życia, o psiej kupie, którą przywiozłem pod butem aż do Pragi, wolałbym nie wspominać. Po nałykaniu się świeżego powietrza, gdy wróciliśmy ze spaceru, czekała na nas pyszna kaczka, którą przygotowała Wiolka. Żałuję, że nie mam zdjęcia. I tak jak we wpisie z części pierwszej, chciałbym Wam jeszcze raz gorąco podziękować!
Warszawski Kolektyw Herbaciany – pierwsze spotkanie
Zanim opuściłem Raszyn, zostawiłem kilka koszulek, za co później sobie dziękowałem – kilkaset gramów mniej w plecaku i podróż nagle staje się lżejsza. Paręnaście minut później, stałem już przed wejściem do Onggi – miejscem spotkań Warszawskiego Kolektywu Herbacianego.
Oczywiście, po poprzednim dniu spędzonym z Jolą i Patrykiem, przypuszczałem jaki klimat panuje wśród warszawskich herbaciarzy. Nie pomyliłem się ani trochę. Miłe przywitanie, uściśnięcie dłoni, wymiana kilku zdań i już po chwili parzyła się jedna z wielu herbat tego wieczora.
Atmosfera, która towarzyszyła temu spotkaniu była świetna. Oprócz picia, rozmawiania o herbacie nie zabrakło wielu dygresji spoza herbacianego świata. Było świetnie. Tak luźnego spotkania z ludźmi, których przecież widziałem pierwszy raz w życiu, nie miałem już dawno. Wielu dygresji, które pojawiały się podczas rozmowy już nie pamiętam, było ich tak dużo. W pewnym momencie, nasza rozmowa tak mocno odbiegła od tematu, że ze śmiechu łzy kapały nam do herbaty.
Jeśli więc mieszkacie w stolicy, lubicie herbatę i szukacie świetnej atmosfery, którą zdecydowanie tworzą tu ludzie – zaglądajcie i bierzcie czynny udział w spotkaniach WKH. W końcu wszystkim nam chodzi o promocję herbaty.
W świetnym humorze opuściliśmy Onggi i udaliśmy się na Dworzec Zachodni, bo tam miał czekać na mnie autobus w kierunku Pragi. Ostatnia wieczerza w najpopularniejszej amerykańskiej restauracji i w towarzystwie Patryka udałem się na przystanek. Pożegnaliśmy się i dotarło do mnie, że właśnie zakończyłem pierwszy etap mojej podróży. Czas na refleksję przyszedł jednak, gdy mój plecak spokojnie leżał w luku bagażowym, a ja siedziałem w autobusie otoczony Litwinami, Łotyszami i Rosjanami.
komentarze 2
Pingback: Herbaciarnie w Pradze
Pingback: Kurs Na Sri Lankę #3 – Praskie czajownie – Kurs na herbatę