Kurs na Cameron Highlands czyli herbata w Malezji

Treści tego bloga mówią przede wszystkim o herbacie, ale też w pewnym stopniu o poszukiwaniu miejsc, w których ta roślina jest uprawiana i przetwarzana. A więc i ja opowiem co nieco o moim pierwszym kursie na herbatę.

Od dobrych kilku lat pasjonowałem się podróżami, a szczególnie upodobałem sobie wyprawy rowerowe. Jazda na rowerze w świecie pędzących samochodów i pociągów jest trochę jak picie herbaty w stylu chińskim, podczas gdy każdy zalewa wrzątkiem saszetkowe ekspresówki. Pozwala złapać tzw. „oddech” i spojrzeć na świat z innej, bardziej zdystansowanej i ułożonej perspektywy. Podobnie jak wspólne picie herbaty łączy ludzi, tak podczas podróży na rowerze, spotyka się wielu miejscowych, z którymi zaczyna się budować relacje i „wsiąka się” w społeczności odwiedzanych miejsc.

liscie herbaty na plantacji cameron highlands w Malezji

Pierwsza wyprawa rowerowa do Azji

Jesienią 2017 roku, wspólnie z kolegą Przemkiem, ruszyliśmy w taką właśnie podróż przez Azję południowo-wschodnią. Swoją wyprawę rozpoczęliśmy w Singapurze, mając w planach przemierzenie sześciu lub siedmiu krajów. Trudno jest porównać uczucie pierwszego wyjścia na świeże powietrze klimatu równikowego z czymkolwiek, co byłoby znane osobom mieszkającym w umiarkowanych szerokościach geograficznych. Wysoką temperaturę i nieznośnie piekące słońce można sobie jeszcze wyobrazić, ale uczucie ciężkości powietrza o wilgotności sięgającej nawet ponad 90% jest po prostu nie do opisania.

Takie właśnie warunki, przeplatane nieustannie ulewnymi deszczami, towarzyszyły nam przez ponad dwa miesiące, a w pierwszych dwóch tygodniach stanowiły ogromne wyzwanie dla naszej kondycji. To właśnie na te pierwsze dwa tygodnie przypadło nam podróżowanie przez całą Malezję, w której znajdują się jedne z najpiękniejszych pól herbacianych na świecie. Mowa tu oczywiście o całym obszarze sławnego Cameron Highlands.

Krzysztof Groth na plantacji Cameron Highlands pośród krzewów Camelii Sinensis

O Cameron Highlands słów kilka

W przeciwieństwie do nas, Camellia sinensis wręcz uwielbia bardzo ciepły i wilgotny klimat. Jeszcze bardziej lubi tereny położone wysoko nad poziomem morza, w których powietrze jest mniej zanieczyszczone spalinami i dymami, a w deszczach jest więcej wody niż kwasu. Panuje tam też wyczuwalnie niższe ciśnienie powietrza atmosferycznego. Krótko mówiąc – nasza zielona przyjaciółka uparła się, żeby zrobić nam „pod górkę”.

Obszar Cameron Highlands leży na wysokości między 1000 a 2000 m n.p.m., dlatego też wdrapanie się na rowerach do miejsca, w którym znajduje się najbliższa wybrzeżu plantacja, zajęło nam cały dzień. Ale cóż mogę powiedzieć… Są w życiu wysiłki, które cholernie warto podjąć. Plantacje Cameron Highlands są po prostu przepiękne. Robione tam zdjęcia zawsze wychodzą wspaniale, a i tak są jedynie namiastką zachwycających oczy widoków i przestrzeni.

plantacja herbaty Cameron Highlands

Po krótkim odpoczynku w miasteczku, w którym się zatrzymaliśmy, postanowiliśmy przejść się po jego okolicach i sprawdzić, co mają do zaoferowania. Okazało się, że w odległości niecałych 5 kilometrów znajduje się herbaciarnia, w której można napić się naparu pochodzącego z wielkich, otaczających ją ze wszystkich stron, plantacji. Cameron Highlands słynie przede wszystkim z wytwarzania herbat czarnych, których duża część przeznaczona jest na rynki zachodnie. Produkcji innych rodzajów suszu niemal się tam nie praktykuje, choć w herbaciarniach takich jak ta, którą odwiedziliśmy, można oczywiście wypić herbatę białą, czy zieloną. Trzeba jednak być czujnym, bo niemal zawsze są to herbaty sprowadzane z innych rejonów, po to tylko, aby poszerzyć ofertę. Zalecane jest więc czytanie etykiet i pytanie sprzedawców o pochodzenie herbat, jeśli zależy nam na spróbowaniu dokładnie tego, co wyrosło na okolicznych plantacjach.

Krzysztof Groth trzymający liście herbaty

Oprócz tego, że można się w tym miejscu napić świetnego naparu, możliwe jest też wybranie się na przechadzkę między krzewami herbacianymi. Teoretycznie, odwiedzającym udostępnia się jedynie niewielki obszar wokół herbaciarni, jednak my nie mogliśmy się oprzeć temu, żeby nie zapuścić się między kolejne rzędy sadzonek, zejść w doliny i zapoznać się z pracownikami plantacji, którzy właśnie zrywali liście do produkcji kolejnych porcji suszu. Nie spotkały nas z tego tytułu żadne nieprzyjemności.

Cameron Highlands było niestety tylko jednym z wielu miejsc, które odwiedziliśmy w naszej rowerowej podróży. Szlak wzywał do dalszej drogi, dlatego nie mogliśmy pozostawać tam dłużej niż trzy dni. Bardzo tego żałuję, bo siedząc na trawie między krzewami herbacianymi i pijąc napar z ich liści czułem, że tak mogłoby już na dobre pozostać.

Navigate