Lankijskie szczyty herbaciane

Pobudka na plantacji herbaty

W pokoju panował półmrok, gdyż oprócz niewielkich otworów wentylacyjnych przy suficie, nie było żadnego okna. Przy temperaturze 37 stopni Celsjusza, ma to swój atut – jest chłodniej i jakoś da się znieść upał. Sytuacja wygląda inaczej, gdy nie wiemy która jest godzina, i kiedy pośpi się zbyt długo, można odnieść wrażenie, że jest jest środek nocy, co pozwala nam myśleć, że „jeszcze pięć minutek” nie zaszkodzi. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć – pierwsze dni na Sri Lance, to same nowe doświadczenia, pod każdym możliwym względem. Szczególnie, że czekały na mnie plantacje herbaty do odwiedzenia!

Plantacja herbaty na szczycie góry

Gdy wybiła 6:00 zerwałem się na równe nogi, żeby wziąć poranny prysznic i zjeść śniadanie. Naturalnie, gdy wyszedłem z pokoju, spotkałem mailującego profesora. Przywitałem się i oznajmiłem, że chciałbym ruszyć w góry, póki jeszcze nie jest tak gorąco (a było już około 25 stopni). Początkowo zgodził się, żebym szedł sam, jednak po chwili namysłu stwierdził, że muszę wyruszyć z przewodnikiem. Uparłem się, że jestem w stanie dotrzeć na szczyt samodzielnie, choć prawdę mówiąc nie byłem o tym w pełni przekonany – po prostu nie chciałem fatygować żadnego z pracowników profesora. Ten jednak zdecydował, że w dżungli łatwo mogę się zgubić, a on nigdy by sobie tego nie wybaczył, szczególnie, że mogę spotkać tam węże lub małpy. Co gorsze? Nie wiem. Przygotowałem się do wyprawy i wraz z moim przewodnikiem, ruszyliśmy ku górze porośniętej krzewami herbaty.

Wybierając się w góry, gdzie rośnie herbata na Sri Lance, warto pamiętać o przewodniku.
Pomimo, iż ten przemiły Lankijczyk szedł boso, ciężko było dotrzymać mu kroku.

Początek drogi wydawał się dość łatwy. Trasa nie była zbyt stroma, więc radziłem sobie całkiem nieźle. Stwierdziłem, że przecież muszę zobaczyć jak wygląda plantacja na szczycie góry i wyobrażałem sobie widoki, które mnie spotkają kiedy tylko tam dotrę – o zdjęciach nie wspominając.

Podekscytowany, z uśmiechem od ucha do ucha, żwawo podążałem za moim przewodnikiem. Znając góry, wiedziałem, że trzeba rozkładać siły, szczególnie, że nie potrafiłem przewidzieć jak trudno będzie w miarę pokonywania kolejnych metrów. Zacząłem więc wątpić we własne siły, gdy człowiek przede mną, odwracał się tylko co chwilę i wymownym ruchem ręki kazał mi się pospieszyć. Fascynował mnie fakt, że szedł boso, pokonując wszelkie kamienie bez żadnego problemu. Co jakiś czas odpychał nogą duże gałęzie, żeby utorować mi drogę. Miał na to wszystko czas, kiedy ja po dziesięciu minutach umierałem. W jednej chwili spokorniałem. Zdałem sobie sprawę, że to nie jest tylko początkowe tempo narzucone przez przewodnika. On naprawdę planował iść w ten sposób na samą górę, co przerażało mnie jeszcze bardziej.

Trudy dotarcia na szczyt plantacji herbaty

Uzbrojony w plecak ze sprzętem fotograficznym, z aparatem na szyi i butelką wody w ręce, dzielnie szedłem za wesołym panem w różowej koszulce z napisem „taxi”. Było mi ciężko: prędkość z jaką szliśmy nie pozwalała mi nacieszyć się widokiem, ciężki plecak, a do tego niesamowity upał. Jakby do tego jeszcze dodać wilgotność powietrza – mamy mizerny obraz gościa, który wybrał się w góry totalnie nieprzygotowany – istne szpilki na giewoncie. Jedyną motywacją była plantacja herbaty na szczycie góry.

Zacienione, górskie pola uprawy herbaty na Sri Lance.
Takie widoki rekompensują wszystko, czyż nie?

Mimo wszystko, nadal udawałem, że wszystko jest w porządku. Było mi wstyd przed samym sobą, a co dopiero przed Lankijczykiem, który naturalnie nie dał mi w żaden sposób odczuć, że się ślimaczę. Przystawałem co chwilę, śmiejąc się, że jest gorąco i muszę się nawodnić, a przy okazji zrobić kilka zdjęć… przecież po to tutaj przyjechałem, nie? :-).

Pijawki na nogach – czy mogło być gorzej?

Wymówki skończyły się, gdy w miarę pokonywania góry, zdałem sobie sprawę, że na stopach mam mnóstwo pijawek. Sączącej się krwi nie tamowałem z dwóch powodów: nie miałem czym, a także nie było czasu na postój. Każde zatrzymanie się, żeby pozbyć się tych natrętnych stworzeń sprawiało, że pojawiało się ich coraz więcej. W pewnym momencie poczułem nawet desperację, bo moja sytuacja była coraz gorsza: ciągłe odrywanie przyssanego robactwa było męczące i odbierało chęć by cokolwiek zobaczyć.

Pewnie zastanawiacie się, skąd w ogóle pijawki na stopach? Ano, stąd, że poszedłem, uwaga, uwaga: w sandałach! Głupszy na szczęście już chyba nie będę ;-).

Plantacje herbaciane otacza bujna roślinność. Również bananowce!
Na plantacji Ahinsa Tea, każdy skrawek ziemi, jest wykorzystany: jeśli nie jest to herbata, dookoła znajdziemy banany, kokosy i różne inne drzewa dające przepyszne owoce.

Na szczęście zejście było dużo łatwiejsze. Miałem zdjęcia – nie było więc potrzeby, żeby zatrzymywać się co chwilę, by zrobić kolejne. Zresztą, im niżej schodziliśmy, tym mniej pijawek przyczepiało się do moich nóg. Nie denerwowałem się już tak jak na początku. Głównie dlatego, że stwierdziłem, iż rozsądniej będzie winić siebie za popełniony błąd i wyciągnąć z tego lekcję. W końcu moim mottem w ciężkich chwilach stało się zdanie, które towarzyszyło mi do końca podróży:

Przyjechałeś tu na własną odpowiedzialność. Nikt Cię nie zmusił, nie kazał iść w góry. Od teraz bądź mądrzejszy i ucz się na błędach.

Później jeszcze kilka razy to zdanie powtórzyłem w różnych okolicznościach, o czym na pewno jeszcze napiszę.

Wodospad z zimną wodą.
Nagrodą za przeżyte „męki” była kąpiel w zimnym stawie z małym wodospadem. Niestety żaden pracownik plantacji nie może sobie na taki luksus w ciągu dnia pozwolić.

Wnioski po dotarciu na herbaciany szczyt

Co jednak dały mi popełnione błędy? Czego się nauczyłem? Pomijając osobiste przemyślenia związane z podróżą, wyciągnąłem jeden główny wniosek: doceniać pracę ludzi. Choć w górach byłem  tylko przez chwilę, z jednym tylko człowiekiem dostrzegłem coś, czego wcześniej pijąc herbatę w Polsce nie zauważałem, choć wydawało mi się, że jest inaczej.

Zbieranie herbaty to nie jest łatwy kawałek chleba. To praca, gdzie często przy bardzo wysokiej temperaturze, dużej wilgotności powietrza, trzeba z niezwykłą szybkością zrywać dwa listki i czubek z krzewu herbacianego. Mogą otaczać Cię pijawki, czasami możesz spotkać węże bądź małpy. Strome zbocza znajdują się często wysoko w górach – a przecież ktoś musi do nich dotrzeć, zazwyczaj na boso, gdyż japonki na ostrych kamieniach są zbyt zdradliwe i niewygodne. Kto by pomyślał, że warto by mieć ze sobą kilka litrów wody, żeby się nawadniać? W końcu kilkanaście kilogramów herbaty dziennie nie zbierze się samo.

Pomyślmy o tym następnym razem, gdy sięgniemy po filiżankę herbaty.

komentarzy 8

  1. Bardzo fajnie wyszło Ci pokazanie tym spacerem warunków pracy. Nie zazdroszczę pijawek, ale już wodospadu taaak.

    • Dzięki Aniu ;-). Pijawek mi nikt nie zazdrości, ale mam pamiątkę na dłuuuuugo (jeszcze teraz mam swędzące ślady). Wodospadzik był pierwsza klasa, ale pan Taxi nie chciał wskoczyć ze mną 😀

Navigate