Herbaciarnia Czajownia we Wrocławiu

Z Gdyni do Wrocławia pociąg odjeżdżał chwilę przed 22:00. Podróż nocą to ogromny plus, bo po przespanej nocy dużo lepiej funkcjonuje się za dnia. Bez przygód się nie obeszło, ale nie jest to temat mojego dzisiejszego wpisu. Gdy przyszła więc pora, żeby spakować swoje rzeczy i opuścić pociąg, zdałem sobie sprawę z trzech rzeczy: jest ciemno i zimno, a do spotkania z Piotrem, właścicielem wrocławskiej Czajowni mam jeszcze trzy godziny. Rozłożyłem się więc w jednej z popularnych, dworcowych knajp i po dojściu do wniosku, że trzeba się obudzić – zjadłem coś ciepłego. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że o energię nie będę się martwił aż do północy.

Herbaciarnia „Czajownia” we Wrocławiu – pierwsze wrażenie

Pierwsze wrażenie po wejściu… zapach. Już od progu wiadomo gdzie się właśnie weszło. To unosząca się w całym pomieszczeniu mieszanka herbat, którą komponuje ta herbaciarnia. Kiedy już przyzwyczaiłem swój nos do cudownej woni, zdjąłem ciężki plecak, a kurtkę odwiesiłem na wieszaku, Piotr zaproponował, że oprowadzi mnie po miejscu, któremu od kilku lat wraz ze swoją żoną – Moniką poświęcają mnóstwo czasu i uwagi.

czajownia we Wrocławiu, widok na ladę sprzedażową na której parzy się herbatęCzajownia jest miejscem wyjątkowym z kilku względów. Jednym z nich jest członkostwo w czeskim Towarzystwie Miłośników Herbaty, które jest przy okazji wyłącznym dostawcą herbaty. Do towarzystwa należy kilkadziesiąt herbaciarni na całym świecie. Klimat tej społeczności, oprócz wspomnianego zapachu, czuć w Czajowni wszędzie. Namacalnie doświadczamy tego w gablotce, w której znajdują się zdjęcia ze zlotów herbaciarzy, tablicy korkowej z pocztówkami ze całego świata i wiszącą nad nimi mapką Darjeeling, czy choćby w rozmowach z samymi właścicielami.

Czego się napijesz?

Gdy usłyszałem to pytanie, doszło do mnie, że przecież będąc w herbaciarni, trzeba napić się herbaty. Wiedziałem, że ten moment nastąpi, mimo wszystko zdałem się na Piotra, który zaserwował mi prawdziwe morze herbaty!

Jin Mao Feng – chińska czerwona herbata

zbliżenie na herbatę czarną w czarce, Jin Fao Meng czyli Kosmate Złote Szczyty
Jin Fao Meng – Kosmate Złote Szczyty

Pierwsza czarka herbaty była przepyszna. To herbata czerwona, której domem jest prowincja Yunnan w południowych Chinach. Lepszego wyboru na początek spotkania Piotr dokonać nie mógł. Dlaczego? Domem herbaty, czyli Camellii Sinensis jest właśnie ta chińska prowincja. Korzenie, to początek. Resztę, dopowiedzcie sobie sami. Jeśli chodzi o herbatę – nadal byłem jak w amoku, dlatego wypiłem ją trochę późno i zrobiła się letnia. Jednak kolejna czarka była idealna. Bardzo delikatna, zarówno w smaku jak i aromacie. Łagodny, złocisty napar i złote liski – to musi być Jin Mao Feng. Wszystkim, którzy nie mieli jeszcze okazji spróbować – gorąco polecam! To naprawdę złota herbata.

Trochę więcej o herbacie czerwonej, u nas nazywanej herbatą czarną – wkrótce na moim blogu.

Po pierwszym wypitym dzbanku zrobiło się już cieplej, gdyż za oknem cały czas sypał śnieg, który podobno przywiozłem do Wrocławia. Z zaparzeniem kolejnej herbaty nie czekaliśmy zbyt długo i już po chwili czajnik dał znać, że woda znajdująca się w jego środku, jest gotowa do zaparzenia. Po przygotowaniu naparu i rozlaniu go do czarek, siorbaliśmy pierwsze łyki następnej perełki…

Nok Cha – zielona herbata koreańska

zbliżenie na zieloną herbatę Nok Cha w czarce
Nok Cha – Zielona herbata

Herbata typu Sejak, czyli herbata z drugiego zbioru koreańskiego, który zaczyna się tuż po porze deszczowej i przypada na okolice 20 kwietnia. W tej kwestii mój rozmówca to specjalista. Jednak nie ze względu, na fakt iż ma herbaciarnie. Po prostu, był w Korei w 2014 roku wraz z Towarzystwem Miłośników Herbaty i widział cały proces produkcji tej herbaty. Nie ukrywam, że gdy Piotr ją parzył (i opowiadał), mój apetyt na spróbowanie rósł w zabójczym tempie.

Czego dowiedziałem się przed skosztowaniem naparu? Nok Cha to rarytas, który zachowuje wysoką jakość przy relatywnie niższej cenie od herbat z pierwszego zbioru. Co ciekawe, ta zielona herbata jest ręcznie zbierana przez kilka godzin w ciągu dnia, a następnie poddawana obróbce (jeszcze tego samego dnia). Początkowo poddawana jest prażeniu według modelu chińskiego, czyli na patelniach, jednak temperatura prażenia jest inna. To około 300 stopni Celsjusza. Później, herbata jest suszona, a drugiego dnia, dodatkowo prażona w temperaturze około 140 stopni Celsjusza.

Ten wyjątkowy proces jest ściśle nadzorowany przez pana Cho Yun Seok, który nie tylko jest właścicielem plantacji, ale również sprzedaje ją do Europy. Dlaczego o nim wspominam? Bo jest on wiodącym producentem herbaty w Korei, którego rodzina zajmuje się jej uprawą od trzech pokoleń. Podczas wojny koreańskiej, babcia pana Cho została zesłana do Japonii gdzie poznawała tajniki kultury i uprawy herbaty. Po wojnie, wróciła do Korei i postanowiła na poważnie zająć się tą rośliną.

Napar Nokchy jest jasnozielony, bardzo delikatny, a zarazem wyjątkowo charakterystyczny, nie spotykany nigdzie indziej. Jak mówi Piotr, tę wyjątkowość zawdzięcza drugiemu prażeniu, ukrywanemu w tajemnicy przez wiele lat.

Ta zielona herbata, była tak dobra, że nawet nie zwróciłem uwagi, że opróżniliśmy cały dzbanek. Na szczęście było to pierwsze parzenie, które zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po czajnik i zaparzenia jej ponownie.

Czajownia – jeszcze tutaj wrócę

Tego dnia w Czajowni spędziłem co najmniej pół dnia. Było to dla mnie energetyzujące doświadczenie, szczególnie dzięki ilości wypitej tam herbaty.  Historii o których chciałbym opowiedzieć jest jeszcze bardzo wiele i obiecuję – do wrocławskiej herbaciarni Piotra i Moniki jeszcze wrócę. Niestety, wszystkiego w jednym poście opisać nie mogę, gdyż raz – byłby pewnie za nudny, dwa – chcę zostawić coś na „deser”.

A tak a propos deseru… na pożegnanie zostałem poczęstowany przepysznym kawałkiem ciasta. Bez dwóch zdań – było genialne! Oczywiście oprócz czekolady i masy śmietanowej – była tam herbata. Prawdziwe niebo w gębie. Chcecie spróbować?

Ciasto z matchą zieloną japońską herbatą
Ciasto z Matchą – zieloną japońską herbatą

Podsumowując, mimo, iż z Wrocławia wróciłem dwa dni temu, jestem nadal oczarowany herbaciarnią którą odwiedziłem. To miejsce tworzą bardzo otwarci, serdeczni i uśmiechnięci ludzie. Czajownia to klimat, którego nie oddadzą ani zdjęcia, ani tekst. Tam po prostu trzeba pójść i zamówić gorącą herbatę!

komentarze 3

  1. Pingback: Czy w piwie jest herbata? – Kurs na herbatę

  2. I trzeba przesiedzieć pół dnia – odzyskać zen. Ciekawe ciasto, nie miałam okazji spróbować. Szkoda, że Czajownia jest całą Polskę od nas. Pozdrawiam ze Szczecina;).

    • To prawda, szczególnie, że „biegłem” całą noc, żeby odpocząć za dnia. Ciasto jest na prawdę rewelacyjne… jeszcze czuję jego smak jak patrzę na to zdjęcie. Z Gdyni, Czajownia też jest kawał drogi, ale czego nie robi się dla herbaty?

      Dziękuję i pozdrawiam
      Maciek

Navigate